wtorek, 4 lutego 2014

dni do matury: 83 + 8
kilogramów: 66
zrobionych zadań z matmy: 23

Ciężki dzień w szkole, dwie godziny WF'u, dwie matematyki i jeszcze ta okropna fizyka. Do domu wróciłam całkowicie wykończona, a czekały mnie jeszcze korepetycje z nowym nauczycielem.
Przyjechał dość punktualnie. Był to mężczyzna koło czterdziestki, kiedyś musiał być przystojny, ale teraz jego twarz pokrywał dość zaniedbany zarost, przez co stracił swój urok.
Przywitał mnie bardzo serdecznie, ale kiedy usiedliśmy do zadań, od razu wiedziałam, że się nie dogadamy. A poznałam to po rozmowie, która wyglądała następująco.

Ja: Chyba nie wiem jak to zrobić.

On: Wiesz, tylko się skup. Robiłaś takie samo zadanie chwilę wcześniej.

Po chwili,  w której wgapiałam się w zeszyt i miałam wrażenie jakbym robiła minę zupełnego przygłupa.

On: No proszę Cię, moja wnuczka robi takie zadania.

Po chwili, w której dalej wgapiałam się w zeszyt i czułam jak przygłup.

On: Nie siedź tak bezczynnie - zadanie samo się nie rozwiąże.

Po chwili, w której udało mi się przenieść wzrok na ścianę i pozbierać myśli.

On: Gdzie się patrzysz? Na tej ścianie nie znajdziesz odpowiedzi!

Po chwili, w której walczyłam ze sobą, żeby się nie rozpłakać lub nie wymierzyć prawego sierpowego.

On: No widzę, że do niczego tak nie dojdziemy. Spróbujmy wytłumaczyć to od początku.

"Spróbujmy" - jasne, "my"! On niczego nie tłumaczył, tylko się na mnie wyżywał. A co było w tym wszystkim najgorsze - miał teksty dokładnie jak moja mama. Pewnie wzięli je z tej samej książki "Jak uświadomić uczniowi, że jest półmózgiem".
Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie - całej tej nauki, korepetycji, matematyki. Najchętniej rzuciłabym to wszystko, bo miałam nieuniknione wrażenie, że się do niczego nie nadaję. Już postanowiłam - koniec z korepetycjami! Nie miałam pojęcia w jaki sposób przygotuję się do matury, ale wiedziałam jedno - nie mam zamiaru dłużej się upokarzać. Jedynym racjonalnym pomysłem na tę chwilę, wydawało mi się zwrócenie się z prośbą o pomoc do Łukasza, on podobno jest dobry z matmy. Tak, to jest chyba najlepsze wyjście. Nie będę musiała płacić, nigdzie jeździć, no i będziemy mogli spędzać więcej czasu razem. Tylko czy moi rodzice będą to respektować?
Postanowiłam dzisiaj się o to nie martwić. Na razie idę spać, żeby zapomnieć o tej beznadziejnej sytuacji, a jutro porozmawiam z rodzicami i spytam się Łukasza, czy w ogóle byłby w stanie mi pomóc.