sobota, 15 lutego 2014

dni do matury: 72 + 8
kilogramów: 63,5
zrobionych zadań z matmy: 33 (oj! rozkręcam się)


Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam pewien obraz. Po raz pierwszy w życiu tak piękny i po raz ostatni tak zaskakujący. Był to Księżyc, ale ukazał mi się w zupełnie nowej odsłonie. Poczułam się taka malutka i nieważna, a zarazem miałam wrażenie jakbym była częścią czegoś znaczącego, co przypisało mi pewną znaczącą wartość. Dwa tak odbiegające od siebie uczucia, a jednak czułam je w tej samej chwili.
Dopiero dzisiaj zrozumiałam, że mieszkamy na okrągłym kawałku pyłu, który krąży w ciemnej otchłani i nic nie możemy na to poradzić, a co śmieszniejsze, nawet nie boimy się tej przestrzeni. Jesteśmy częścią wielkiego, być może nieskończonego układu nazwanego kosmosem. I jest w tym coś pięknego, tajemniczego i podniosłego. Jestem dumna z bycia elektronem w tym ogromnym wszechświecie! (Po namyśle mała poprawka - nie jestem elektronem, lecz co najmniej całym atomem, sądząc po masie jaką prezentuje moje wielkie ciało).
Gdy tak stałam przy oknie rozkoszując się pięknym widokiem, podeszła do mnie mama.

Mama: Co robisz?

Ja: Patrzę na Księżyc.

Mama: Aha...

Po chwili.

Mama: Wiesz, że to można leczyć?

Uścisnęła mnie. Pomimo tego zdania wiedziałam, że kocha mnie taką jaka jestem.

Mama: Jak się napatrzysz, to przerób lekcję na tej stronce, dobrze?

No dobra, może jednak mnie nie kocha.

Ja: Mhmm.

Mama: Klaudia! Popatrz na mnie!

Odwróciłam głowę.

Mama: Masz usiąść chociaż na 15 minut do tego programu. Dotarło?

Ja: Dobra, nie musisz mnie zmuszać, ok? Jestem już dorosła!

Mama: Taka dorosła, że nie umie się zmusić do robienia zadań z matmy.

No tak, to zdanie definitywnie zakończyło dyskusję. Usiadłam do komputera i usiłowałam robić takie miny, żeby mama wiedziała jak bardzo niezadowolona jestem z powodu przymusu robienia zadań. Chociaż muszę przyznać, że jest to lepsze niż ślęczenie nad książkami, bo przynajmniej mam wybrane tematy do matury i tylko takie. Na początku trochę dziwnie jest przestawić się na robienie zadań całkowicie na komputerze, szczególnie tych obliczeniowych. Ale już prawie przywykłam i nawet zaczyna mi to sprawiać przyjemność. No, przynajmniej większą, niż robienie zadań na kartce - przecież jeszcze do końca nie zwariowałam.
Najważniejsze jest to, że siadam do kompa codziennie na 15 minut i moja mama jest zadowolona, a nawet przestała wyzywać mnie od nieuków.Chyba będę musiała podziękować Łukaszowi - moje nerwy dzięki niemu w końcu odpoczną. Ciekawe tylko na jak długo.