niedziela, 13 kwietnia 2014

dni do matury: 15 + 8
kilogramów: liczba pierwsza
zrobionych zadań z matmy: ~380

Sama nie wiem dlaczego, ale gdy zadzwonił do mnie dzisiaj Marek zapraszając do siebie, momentalnie odmówiłam znalazłszy jakąś wymówkę. Zastanawiałam się nad tym dłuższą chwilę, bo przecież nie chodziło o to, żeby go unikać. Nie chciałam jednak się z nim spotkać, dlaczego? Od wczoraj rozmyślam nad tym, czy dobrze postąpiłam pozwalając temu zabrnąć tak daleko. Swoim zwyczajem sporządziłam listę. Po jej jednej stronie znajdowały się argumenty przemawiające za "związkiem" z Markiem, a po drugiej zdecydowanie tego odradzające. Jednak kiedy spojrzałam na tę listę stwierdziłam, że chorym jest tworzenie czegoś podobnego i szybko ją spaliłam z obawy, że ktoś mógłby ją zobaczyć. Spór ten został więc nierozstrzygnięty.
Siedziałam tak, a myśli wirowały w powietrzu, zataczały wielkie koła, żeby znowu do mnie powrócić, ale nie przynosiły żadnego rozwiązania. Potrzebowałam czynnika z zewnątrz, świeżego umysłu i nie wiedzieć czemu pomyślałam od razu o Łukaszu.
Napisałam do niego najpierw pytając "co słychać?", a potem coraz bardziej zbliżając się do wyczekiwanego tematu. Niestety i on nie był w stanie podać żadnego konkretnego rozwiązania, ale poradził mi w ostateczności rzucić monetą i posłuchać jej rady. Więc rzuciłam monetą... Pięć razy, bo za każdym nie byłam pewna co do poprawności wykonania rzutu. Podzieliłam się wynikami z Łukaszem, który stwierdził, że w takim razie sprawa jest jasna. Nie do końca podzielałam jego zdanie, bo to, że cztery razy wypadł "związek" przecież nic nie oznaczało - z resztą to przecież była tylko nic nieznacząca moneta.
Nie pozostało już nic innego, jak iść na żywioł i pozwolić Losowi czynić swoje. Los jednak musiał się strasznie nudzić, bądź posiadać niezrozumiałe dla mnie poczucie humoru, bo to, co dla mnie przygotował było zdecydowanie ciosem poniżej pasa.