czwartek, 24 kwietnia 2014

dni do matury: 4 + 8
kilogramów: 65,9 (chyba przestałam panować nad swoją wagą)
zrobionych zadań z matmy: ~705,(3)

Po "zerwaniu" z Markiem była przy mnie osoba ponadprzeciętnie interesująca się moimi bieżącymi sprawami sercowymi oraz wspierająca mnie jak nigdy dotąd. Nie była to rzecz jasna Anka, która zajęta swoimi własnymi amorami, nie znajdowała dla mnie tyle czasu ile bym potrzebowała. Przyjaźń jest dziwnym zjawiskiem - sprawia wrażenie związku nie z tej Ziemi. Jest to rodzina, którą w pewien sposób byłam sobie w stanie samodzielnie i według moich własnych kryteriów wybrać. Jednocześnie przyjaźń tworzą często osoby zupełnie różne i wydawać by się mogło, niezdolne do porozumienia. Ja jednak znajduję na drodze mojego życia wiele bratnich duch, co nie zmienia faktu, że jedna z czołowych ich przedstawicielek po prostu olewa mnie sikiem prostym (i nie tylko w Śmigusa-Dyngusa). Na całe szczęście są także przyjaciele tak zwani "nowonabyci", którzy nie zdążyli jeszcze zaznajomić się ze mną do tego stopnia, abym zaczęła od nich wymagać tyle co od takiej na przykład Anki. Problem z nimi polega jednak na tym, że umieją mnie zaskoczyć i choć wydawać by się to mogło zaletą, to jednak w niektórych sytuacjach wolałabym wiedzieć wcześniej i mieć chociaż chwilkę (dosłownie 15 minut - jak na ustnym z polskiego) na przygotowanie stosownej odpowiedzi. Życie nie daje takich szans, więc byłam zdana jedynie na improwizację (jak na ustnym, gdy zupełnie nie rozumiem zagadnienia).
Wczorajszy wieczór zapowiadał się zupełnie normalnie - szaro-buro i miał być spędzony z nosem w książce. Nie mogłam przewidzieć tego, że do mojego mieszkania zawita gość. Trzymał w ręku jedną wyniosłą, piękną i jednocześnie złowieszczą różę. Nie był to gest przyjaźni, jakiego mogłabym się po nim spodziewać. Jego twarz wyrażała skupienie i determinację. Kąciki ust lekko drgały, oczy błyszczały, a ręce zaczęły się trząść, gdy wysunął w moją stronę ten zdradliwy kwiat. Przyjęłam go ze strachem, a może zaciekawieniem, nie miałam pojęcia, co nastąpi dalej. Jego policzki upodobniły się do płatków róży, usta miał teraz lekko rozwarte, a oddech płytki i niespokojny. Przygotowywał się do przemowy, której temat z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej jasny, a jednocześnie coraz bardziej niezrozumiały.

Łukasz: Przepraszam, ale nie mogłem już dłużej znieść myśli o tym, że Cię mogę stracić! Pragnę Twojej przyjaźni jak niczego innego, ale nie mogę Cię oszukiwać! Nie mogę oszukiwać samego siebie! Nie wiem jak mogłem być tak ślepy... Klaudia! Ja Cię kocham!

Słowa, gdy już przeszły przez jego gardło, leciały jak kolce róży, która kłuła mnie w dłonie i serce. Mówił pięknie i zdawał się otulać mnie pięknymi wyrazami.
Dlaczego akurat teraz? Teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać? Teraz, kiedy i tak mam już do podjęcia wystarczająco wiele ważnych decyzji decydujących o mojej przyszłości? Teraz, przed maturą? Teraz, przed poprawką prawa jazdy? Teraz, przed przyszłością? Czy właśnie tego chcę???
Takie wątpliwości mogły pojawić się w mojej głowie, ale nigdy nie osiągnęły poziomu przełyku, abym mogła wypowiedzieć je na głos. Miałam dosyć zastanawiania się, wahania! W tym momencie dotarło do mnie, że ostatnią rzeczą, której mogłabym zadać pytanie "Dlaczego teraz?" jest miłość.