poniedziałek, 28 kwietnia 2014

dni do matury: 0 + 8
kilogramów: 65,6
zrobionych zadań z matmy: ~710

Wydawało mi się, że mam wszystko pod kontrolą: wspaniałego chłopaka, dobrego przyjaciela, w miarę przyswojony materiał na maturę, a nawet dobraną garsonkę. Ale przecież już dawno nauczyłam się, że to tak nie działa. Zapomniałam o jednej bardzo, ale to bardzo istotnej rzeczy. Mianowicie, poinformowaniu Anki o moim nowym chłopaku.
Ponieważ od dawna nie rozmawiałyśmy, a w każdym razie nie rozmawiałyśmy tak, zaprosiłam ją do siebie na "małe uświadamianie" pod pretekstem kawy. Oczywiście nie przyszła na umówioną godzinę, ale nie spodziewałam się tego po niej. U niej punktualność jest cnotą dawno zapomnianą, a jej zegarki zdają się być niebywale wyzwolone i nie przejmować czasem przyjętym przez całą resztę świata.
Kiedy jednak już się pojawiła, nie zaczęłyśmy rozmowy zbyt prędko. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek nadejdzie taka chwila, kiedy będzie dzielić nas cisza. Anka zdecydowanie nie należy do osób pozbawionych głosu!
Zaproponowałam jej kawę, przyjęła to z ochotą i już po chwili siedziałyśmy w salonie.

Ja: Piękną mamy dzisiaj pogodę.

Anka: Faktycznie, ale przez ostatnie dni było raczej chłodno.

Przyjaciółka popatrzyła na mnie surowym wzrokiem i wybuchnęła, już dawno przeze mnie nie słyszanym, tubalnym śmiechem na jaki byłoby stać jedynie ją. Atmosfera w końcu się rozluźniła, więc przystąpiłam do dzieła.

Ja: Muszę Ci coś powiedzieć i raczej nie będziesz zachwycona.

Anka: Przestań spojlerować! Może sama zadecyduję jak się zachowam, hę?

Ja: No bo to nie jest takie łatwe.

Anka: Klaudia, serio? Znamy się już trochę i wiem, że stać Cię na nieowijanie w bawełnę. Więc proszę, oszczędź mi czasu i nerwów i mów wprost.

Jak to zwykle bywa przy spotkaniach z Anką, wzięłam głęboki oddech, podczas którego do głowy przyszło mi co najmniej dziesięć sposobów na jej zabicie.

Ja: Chodzę z Łukaszem.

Wykrztusiłam w końcu z siebie te trzy krótkie słowa. Nastawiłam policzek na cios od przyjaciółki i uszy przygotowałam na jej długą wiązankę, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego przytuliła mnie mówiąc:

Anka: Cieszę się, że w końcu przejrzeliście na oczy.

Poczułam się dziwnie. Nie pamiętam abym kiedykolwiek doświadczyła czegoś podobnego ze strony Anki, ale odwzajemniłam uścisk. Chociaż muszę przyznać, że zrobiłam to z pewną obawą i ciągłym wyczekiwaniem na uderzenie.

Anka: Co nie znaczy, że uważam Cię za zupełnie normalną. Dziewczyno! Ty chyba już trzeci raz zakochujesz się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a nawet jeszcze nie ma matury!

Tak o wiele lepiej! To właśnie jest Moja Anka!