wtorek, 28 stycznia 2014

dni do matury: 90
kilogramów: 67
zrobionych zadań z matmy: 10

Już wczoraj podczas kolacji mama nie wyglądała zbyt dobrze. Co chwilę kaszlała, a jej oczy doskonale odbijały cały świat. Nie było więc dla nikogo wielkim zaskoczeniem, gdy rano okazało się, że mama jest chora. Nawet nie wstawała z łóżka na śniadanie. Przynieśliśmy jej tylko ciepłą herbatę i aspirynę.
Chora mama nie jest zbyt wymagająca. Opieka nad nią ogranicza się zazwyczaj do podania co jakiś czas herbaty i zmuszenia do zjedzenia obiadu. Zabawa zaczyna się jednak wtedy, gdy mamusia ma gorączkę. Zdarzało jej się już kilka razy widzieć różne dziwne rzeczy. Między innymi śnieg w lecie lub jej zmarłą babcię, a ostatnio nawet kazała ściągnąć swoją siostrę z żyrandola. Co nie byłoby zbyt dziwne, bo siostry pewnie lubią huśtać się na żyrandolach, ale nasze mieszkanie nie posiada takowego, a moja mama nie ma nawet siostry, którą można by z niego ściągnąć. Tym razem jednak przeszła wszelkie pojęcie.
Siedziałam w pokoju pisząc na fb z koleżanką, gdy usłyszałam mamę: "Pali się?" Przestraszona pobiegłam do jej pokoju, ale żadnego ognia nie zastałam.

Mama: Słyszę taki dźwięk, jak palący się ogień.

Nastawiłam uszu - nic.

Mama: Podejdź tutaj, posłuchaj.

Podeszłam do jej łóżka, ale nadal żadnego dźwięku.

Mama: Teraz jakby przestało. Może gdzieś indziej się coś pali.

Obeszłam całe mieszkanie w poszukiwaniu ognia, ale nic nie udało mi się znaleźć. Wróciłam więc do pokoju i kontynuowałam konwersację z Anką. Po chwili jednak znowu usłyszałam głos mamy.

Mama: No chodź, znowu to słyszę!

Trochę rozbawiona poszłam znowu do jej pokoju, bo przyjęłam dźwięki za wynik jej gorączki i skłonności do omamów.

Ja: Mamo, ja na prawdę nic nie słyszę. Sprawdziłam całe mieszkanie i nigdzie nie ma śladów ognia... Na zewnątrz też nie. (dodałam widząc jej niepewną minę)

Mama: No to co to za dźwięk?

Powrót taty do domu oszczędził mi tłumaczenia. Poprosiłam go, żeby zrobił mamie herbatę i po raz kolejny wróciłam do rozmowy z Anką.
Po chwili do mojego pokoju wkroczył tata.

Tata: Nie pali Ci się tutaj nic?

Ja: Nie. Już sprawdzałam w całym mieszkaniu, mamie pewnie znowu się przesłyszało - przez gorączkę.

Tata: Ale ja też to słyszę.

Więc znowu wstałam od komputera i ruszyłam, tym razem z tatą, na poszukiwanie ognia lub źródła dźwięku. Ale nic niepokojącego nie słyszałam. Zrezygnowana wróciłam do komputera, a tatę zostawiłam sam na sam z problemem "ognia-widmo". Trochę martwiło mnie to, że moi rodzice zbzikowali w tym samym czasie jednocześnie.
Zaczęłam pisać "elaborat" do Anki z wyjaśnieniami dlaczego ciągle uciekam i jej nie odpisuję, gdy do pokoju wbiegł tata. Nachylił się nad moją klawiaturą z miną Sherlock'a Holmes'a, a gdy zobaczył, że na jego widok przestałam pisać pokazał gest zachęcający do kontynuowania konwersacji z przyjaciółką. Im dłużej pisałam, tym większy uśmiech pojawiał się na jego twarzy.
Okazało się, że dźwięk który słyszała mama nie był ogniem, lecz dźwiękiem uderzanych klawiszy. Dlatego nie mogłam go usłyszeć, gdy odchodziłam od komputera.
Dumny tata zakończył śledztwo z miną mówiącą: "Patrzcie drogie dzieci, tak własnie wygląda prawdziwy detektyw!" i do końca dnia chodził dumny jak paw. Faktycznie - niesamowite osiągnięcie! ;P