poniedziałek, 31 marca 2014

dni do matury: 28 + 8
kilogramów: jestem zbyt zajęta innymi rzeczami, żeby przejmować się wskaźnikami wagi 
zrobionych zadań z matmy: 210

Po raz kolejny szłam na jazdy przygotowujące do zdania prawka. Niesamowicie się denerwowałam - jak za każdym razem, gdy muszę wziąć do rąk to dziwaczne koło. Rano rozmawiałam z Markiem i nie omieszkałam się mu pożalić na instruktora, który nie jest w stanie mnie niczego nauczyć. A on, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zaoferował mi pomoc.
Ponieważ Marek ma już własne auto, pojechaliśmy na najcichsze ulice Złotych Łan, gdzie zamieniliśmy się miejscami. Już raz przekonałam się jakim dobrym jest nauczycielem i teraz tylko to potwierdził, ale przy mnie widocznie każdy wymięka, bo po około 30 minutach postanowił, że na dzisiaj wystarczy. Nawet on nie ma na tyle silnego żołądka, chociaż muszę przyznać, że ruszanie już opanowałam, tylko przy nim się trochę denerwowałam i nogi nie chciały gładko naciskać pedałów.
Kiedy tak siedzieliśmy w aucie i usiłowaliśmy dojść do siebie po tym traumatycznym przeżyciu, dla rozluźnienia atmosfery wymienialiśmy się dowcipami. Jeden szczególnie przypadł mi do gustu, więc od razu napisałam do mojej mamy, która jest prawdziwą fanką dobrych kawałów. A nasza rozmowa wyglądała tak:

Ja: Gra dwóch chemików w karty i jeden mówi: "Potasuj!", a tamten nie zareagował.

Mama: Pewnie nie znał zasad!

Ja: Posikałam się właśnie ze śmiechu...

Mama: No to kwas :P

Po tej krótkiej, aczkolwiek treściwej wymianie zdań wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem, a po chwili, gdy pokazałam wiadomości Markowi, aby usprawiedliwić mój nagły napad, on także mi zawtórował przerywając co chwilę, aby powtórzyć: "Twoja mama jest super!".
Śmialiśmy się tak razem przez dobre kilka minut, aż nowe uczucie pojawiło się w powietrzu - zrozumiałam, że właśnie zyskałam nowego przyjaciela.