wtorek, 18 lutego 2014

dni do matury: 69 + 8
kilogramów: 65,8
zrobionych zadań z matmy: 42

Nikt nigdy nie powiedział, że pierwsza jazda samochodem jest prosta, ale też nikt nie uprzedził, że jest to aż tak traumatyczne przeżycie. Wszyscy znajomi zapewniali mnie, że zanim wyjedzie się na drogę, minimum jedna godzina na parkingu poświęcona jest na ruszanie i ogólne zaznajomienie się ze wszelkimi ustrojstwami w aucie. Ale widocznie ten luksus nie był mi pisany, bo po piętnastu minutach nauczyciel kazał wyjechać na ulicę. O ile na parkingu szło mi całkiem nieźle (przyznaję, że wcześniej ćwiczyłam trochę z tatą), to na drodze zupełnie spanikowałam. Nagle zapomniałam wszystkiego. Łącznie z tym, że gaz mylił mi się z hamulcem, co miało bardzo nieprzyjemne konsekwencje dla mojego żołądka i nerwów nauczyciela.
Po kolejnych parunastu minutach jego twarz przybrała kolor ściany i kazał mi zatrzymać się na poboczu. Wypadł z auta i pobiegł w stronę skwerku, gdzie bez słów opisał mój styl jazdy... No cóż, widocznie jego żołądek też kiepsko znosi takie atrakcje. Podszedł do moich drzwi i ruchem głowy kazał mi wysiąść. Wsiadł za kierownicę i zawiózł mnie prosto pod ośrodek szkoleniowy. Zauważyłam, że podczas jazdy usiłował nie hamować i zbyt gwałtownie nie przyspieszać. Na miejscu szybko opuścił pojazd.
Zastanawiam się, czy następnym razem przypiszą mi innego nauczyciela i czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek pozwolą mi opuścić parking.