środa, 5 lutego 2014

dni do matury: 82 + 8
kilogramów: 64
zrobionych zadań z matmy: 23

Dzisiaj przekonałam się na własnej skórze, że nie jest łatwo uczyć się z Łukaszem. Po pierwsze dlatego, że nie ma za grosz zmysłu nauczycielskiego. Po drugie, bo nie byłam w stanie skupić się na tym co mówi, a szczególnie wtedy, gdy patrzył mi prosto w oczy. I w końcu po trzecie, bo pomimo tego, że dopiero się poznawaliśmy mieliśmy miliony tematów do rozmów. Każda lekcja prędzej, czy później zmieniała się w pole dyskusji. Tym sposobem nie nauczyłam się zbyt wiele (a przynajmniej niczego związanego z matematyką), ale poznałam dokładniej Łukasza i jak na razie ukazywał się w niezwykle pozytywnym świetle. Dzisiaj wywiązała się taka rozmowa:

Łukasz: Pamiętasz tę grę, o której Ci ostatnio mówiłem "the Neverhood"?

Ja: Tak.

Łukasz: Niesamowite, że nawet po tylu latach się nie starzeje. A grafika... Cud miód malina!

Ja: Faktycznie - wielopokoleniowa!

Łukasz: Ta gra była najwięcej razy przeze mnie przejdziona ze wszystkich, w które kiedykolwiek grałem.

Wybuchnęłam śmiechem.

Łukasz: No co? To nie jest Twoja ulubiona gra?

Ja: Nie, nie o to chodzi. Po prostu powiedziałeś "przejdziona". Nie uważasz, że tego słowa nie ma w słowniku?

Łukasz: Jak to nie, to jak Ty mówisz na grę, która została przejdziona?

Po chwili zastanowienia i zupełnie poważnie.

Ja: Jak już bym musiała, to bardziej gramatyczne wydaje mi się "przeszednięta".

Łukasz: Bardziej gramatyczne?

Popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Przez łzy Łukasz jeszcze dodał:

Łukasz: No to może już w ogóle mówmy "przejśnięta".

Jedynym osiągnięciem ostatnich dni (oprócz wzbogacenia języka o kilka przydatnych słów) było to, że schudłam kilka kilogramów. Spotkania z Łukaszem obudziły we mnie chęć wyglądania jak modelka, co doprowadziło do tego, że zdecydowałam się codziennie ćwiczyć. Co więcej, nie skończyło się na decyzji - już dzisiaj wdrożyłam plan w życie i pomimo raczej negatywnych wspomnień z tego sportu, poszłam biegać.
Z czystym sumieniem mogę uznać dzisiejszy dzień za bardzo produktywny. Szczytem szczęścia byłoby jeszcze, jakbym znalazła szybki, łatwy i niewymagający wiele pracy sposób na nauczenie się matematyki. Ale na to niestety będę musiała jeszcze trochę poczekać. No, przynajmniej do czasu, kiedy nie umieszczą nas w Matrix'ie.