sobota, 29 marca 2014

dni do matury: 30 + 8
kilogramów: 62,6
zrobionych zadań z matmy: 181

Chodzenie na siłownię zaczęło mnie męczyć. Czuję coś w rodzaju "zmęczenia materiału". Po prostu już nie daję rady ćwiczyć, wyczerpuje mnie to fizycznie i psychicznie. Ale się nie poddaję! Chociaż skoro i tak nie mieszczę się w tę garsonkę, to nie muszę już dbać o linię.
Przyznam, że czuję coś w rodzaju satysfakcji. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, bo wydaję się być osobą dobrze zorganizowaną i dotrzymującą postanowień, ale chyba pierwszy raz wytrzymałam aż tak długo. Być może po części jest to zasługa Marka... Ale wolę tak nie myśleć i rozkoszować się moim wagowym tryumfem.
Dzisiaj, jak co dzień, poszliśmy razem poćwiczyć. Jednak gdy dotarliśmy na siłownię, okazało się że jest więcej tak ambitnych osób jak my, które w sobotę lubią zrzucić co-nieco.

Marek: Może dzisiaj dla odmiany przejdziemy się na lody? Ja zapraszam.

Pytanie zadał niezwykle nieśmiało, ale jednocześnie wyczułam w jego głosie pewnego rodzaju determinację. Po chwili kiwnęłam głową, zgadzając się dla odmiany na przyswojenie kilkudziesięciu kalorii. Kiedy wędrowaliśmy po centrum handlowym trzymając lody w rękach i delektując się ich smakiem, zauważyłam znajomą twarz. Koło fontanny siedział Łukasz - zamyślony i nieobecny.

Ja: Cześć nieznajomy!

Odwrócił głowę w moją stronę, ale zajęło mu chwilę zanim zorientował się na kogo patrzy. Uśmiechnął się i kiwnął głową. Potem przeniósł wzrok ze mnie na Marka i ze zdziwieniem spojrzał mu prosto w oczy, aż ten cały się zmieszał. Usiłując przerwać tę krępującą ciszę, która mogła trwać zaledwie ułamek sekundy, przedstawiłam ich sobie.

Ja: Łukasz, to jest Marek - mój dobry znajomy.

Łukasz: Miło mi Cię poznać.

Marek: Ciebie też. Klaudia wspominała mi o Tobie.

Łukasz popatrzył na mnie badawczo, jakby chciał wyczytać z mojej miny jak wiele informacji mu sprzedałam. Wyczułam w jego wzroku zakłopotanie.

Ja: My już będziemy się zbierać...

Łukasz: No to cześć. Miło było Cię poznać.

Wymieniliśmy uśmiechy z Łukaszem i poszliśmy w stronę parku, żeby tam spokojnie usiąść i spałaszować nasze, już topniejące, lody.
Wieczorem, gdy leżałam już w łóżku, usłyszałam sygnał wiadomości sms. Po omacku wyszukałam telefon. Jak miło z Marka strony, że pisze mi podziękowania za dzisiejszy wieczór. Spojrzałam na wyświetlacz... To nie był Marek. Sms brzmiał tak: "Cześć i co słychać? :) P.S. Pięknie dzisiaj wyglądałaś..." Wiadomość była od Łukasza.