czwartek, 13 lutego 2014

dni do matury: 74 + 8
(ze względu na zbyt drastyczny charakter tej linijki, została ona usunięta)
zrobionych zadań z matmy: 26

Opowiedzenie nieprawdziwej historii jest trudne, ale wydaje mi się, że jeszcze trudniejsze jest opowiedzenie tej prawdziwej. Żadne słowa nie wydają się odpowiednie, wszystkie okazują się zbyt błahe. Jak więc opowiedzieć to, co mi się wydarzyło? Jak opisać to szczęście nie pomijając żadnego szczegółu? I nareszcie, skąd wiedzieć, że opowiedziana historia naprawdę miała miejsce?
Zacznę od samego początku i będę zmierzać ku końcowi. Wydaje mi się, że ten system jest najłatwiejszy dla piszącego, jak również dla czytelnika. Oczywiście mogłabym pisać od środka, zatrzymać się na końcu i później opowiedzieć początek, ale ta kolejność zdaje się zaburzać pewną koncepcję, którą stworzyłam sobie w głowie.
Wszystko zaczęło się dwa dni temu we wtorek. Usłyszałam od znajomych, że w Bielsku odbędą się targi edukacyjne, a obecność zwalnia uczniów od nauki w danym dniu. Wydawało mi się to znakomitą okazją na wyrwanie się ze szkoły i poznanie nowych ludzi. Nie myliłam się. Na miejscu było pełno osób, stanowiska różnych szkół poustawiane tak ciasno, że czasem ciężko było się przecisnąć. Można było tam znaleźć dosłownie wszystko, od kwiatów przez jedzenie do zwierząt hodowlanych. Niektóre szkoły przedstawiały się na scenie w sposoby różne i jednocześnie ciekawe. Na niektórych stanowiskach można było wziąć udział w losowaniu, a także podczas występów można było nie raz coś wygrać.
Kiedy obeszłam wszystkie stanowiska usiadłam na trybunach ponad halą. Siedziałam i obserwowałam. Ludzie biegali we wszystkie strony bez jakiegokolwiek ładu i składu. Ktoś grał na trąbce w rogu hali, a przed sceną płakało dziecko. Mogłabym tak siedzieć w nieskończoność i pochłaniać zachowania ludzi, często wybiegające poza normy i zawsze ciekawe. Ale wtedy usłyszałam głos: "Dobrze się bawisz?". Popatrzyłam w miejsce, z którego dobiegał. Obok mnie siedział Łukasz.

Ja: Co tutaj robisz?

Łukasz: Myślę, że to samo co Ty - zwalniam się z lekcji.

Uśmiechnęłam się.

Łukasz: Zaraz będzie pokaz florystyczny. Chcesz zobaczyć?

Ja: Jasne!

Zeszliśmy na dół i stanęliśmy zaraz przed sceną. Pokaz był wspaniały. Chłopak z jednej róży był w stanie zrobić dzieło sztuki. Szczególnie do gustu przypadła mi róża z wielkim drucianym sercem.

Ja: Ale piękna!

Wymsknęło mi się.

Łukasz: Chcesz, to Ci ją dam?

I nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę sceny. Po chwili wrócił trzymając w ręku piękną czerwoną różę, owiniętą drutem zakończonym dużym sercem.

Ja: Dziękuję.

Zarumieniłam się.

Ja: Jest piękna.

Łukasz: Nie tak jak Ty...

Zobaczyłam w jego oczach coś nowego. Uczucie, którego wcześniej nie było teraz powoli się wykluwało, a może mi się tylko wydawało?
Nagle się otrząsnął i zmienił temat. Tak jak ostatnio czar prysł i pozostało jedynie niewyjaśnione uczucie. Znowu cały dzień spędziliśmy razem. Jak starzy przyjaciele, którzy znają swoje najskrytsze pragnienia. A jednak Łukasz nie wiedział jednego. Tego, że tamtego dnia, na targach edukacyjnych, na hali rozświetlonej białym światłem, przed sceną, gdy wręczał mi różę, cały czas kiedy był blisko rosło we mnie uczucie, którego nie umiałam zinterpretować, ale powoli uświadamiałam sobie, że gdy go nie ma, to świat nagle traci swoje barwy, że nie jest mi obojętny.